środa, 29 marca 2017

Rozdział XII

 Hej !!! Dziś jeszcze jedna część naszego opowiadania :) Mamy nadzieję , że się wam spodoba ! (Tak jak zawsze!) Jesli chcecie miec wlasna postac w naszej ksiazce to musicie podac:
‣imie i nazwisko
‣skad jestes
‣od ktorego boga jestes corka/synem
‣ile masz lat
‣jakiej broni uzywasz
‣czy jestes dobry czy zly
Jak to zrobisz to pojawisz sie w ksiazce (moze nie od razu ale napewno pozniej)!!!!



                                           *********************************

Gdzieś daleko w dolinach odbijały się echa gromów wiatr targał ciemną grzywę Monaxi poplątaną w maleńkie kołtuny. Klacz zarżała na widok pozostałych wspinających się na zielone wzgórze. Jasne doliny przesłaniały cienie stalowoszarych chmur po między, którymi ślizgały się energetyczne błyski. Uderzył grom zdecydowanie bliżej niż myślałam.  Odliczałam powoli 1...2...3... trzask przeszył cały las energia prześlizgiwała się przez każdego wymieniając ładunki. Klacz stanęła dęba wyrzucając w górę kopyta i rzeźbiąc nimi stężałe powietrze. Ledwo utrzymałam wodze żłobiące w moich dłoniach gorące odciski.
Jej brązowe tęczówki zniknęły w głębi czaszki a bielmo oczu odbijało nieziemsko błękitne błyski. Skulone uszy przylgnęły do tyłu łba, zarżała z kolejnym gromem upadając na przemokłą ziemie. Spojrzałam na Chejrona nie zamierzał odwoływać lekcji z powodu takiej błahostki jaką jest burza nieprawdaż ? Uginanie się przed kaprysami Zeusa nie należało do jego słabych stron. Machnął ręką, szukałam wzrokiem Anastazji w spięła się na siodło pięknego kremowego wałacha o białej grzywie. Posłałam jej ciepły uśmiech, uspokajając Monaxi. Odbiłam się od ziemi ledwo chwytając się łęku uderzyłam o strzemiona.
- River a może kucyka ?! - usłyszałam za sobą kpiący głos, nawet nie musiałam patrzeć, ktoś zachichotał.
- Dorian zamknij się ! - odwróciłam się ledwo powstrzymując westchnienie oczywiście pierwszoroczniacy nie jeżdżą na pegazach. Cudowny koń bogów smukła arabska szyja sierść utkana z płatków śniegu, silne orle skrzydła i błękitne pełne mądrości oczy niczym łzy Ateny. Ideał wszystkich wierzchowców twór nieziemski i nie do życia tutaj stworzony jego rany zasklepione złotym ichorem wydawały się lśnić pośród piorunów jego prawowitego władcy.
- No co River ? - mrugnął do mnie pokazując język, wyminął i pogalopował do reszty synów Aresa. Nie odpowiedziałam wpatrując się w nabrzmiałe chmury.
- Rozgrzejcie konie - krzyknął Chejron  ruszyłam kłusem słuchając szumu nadchodzącego deszczu gubiącego się pośród gałęzi spróchniałych sosen. Klacz słuchała jednak nie potrafiła się skupić musiałam ją dodatkowo naprowadzać, cały czas zdawała się czekać na odpowiedni moment spuszczenia się w panice galopem w dół polany po kolejnym błysku. Utrzymywałam ją w rytmie co chwila zmieniając strony i odbijając łuki od przeciwległych drzew. Zaczęłam Anglezować nie zwalniałam kręcąc volty, kopyta tańczące na wietrze rozpryskiwały dopiero co stworzone kałuże. Wiatr szumiał w uszach tworząc dodatkową motywacje do skupienia się na poleceniach. Każdy z nas po kolei tworzył przejścia zmieniając nogi.
- Rozgalopujcie konie chcę zobaczyć cwał ! - usłyszałam kolejne słowa przekrzykujące burzę.
- Wyobraźcie sobie podążającą armię wroga - zatrzymałam się na jednym słowie cwał. Poluzowałam wodzę pozwalając klaczy zniżyć na chwilę łeb. Anastazja pocwałowała jako jedna z pierwszych z gracją zmieniając nogi odbijała się od ściany drzew kiedy czując coraz szybsze przez koki tempa. Zebrała galop przechodząc do półsiadu ścisnęła boki kremowego wierzchowca kierując się na wschód w niższe partie lasu. Puściła się myśliwskim tempem przezkakując strumień. Tętent jej kopyt akomapniował dzikim powiewom wiatru wsytarczyło teraz jedno potknięcie a mogłaby stracić życie. To był  cwał. Pochyliłam się nad siodłem, zbierając wodzę ścisnęłam boki myszatej klaczy, ta stanęła dęba odbijając światło kolejnego gromu objełam jej szyje patrząc jak z dziką radością młuci powietrze ubłoconymi kopytami. Spadłyśmy na ziemie rzeźbiąc ślady w błotnistym gruncie. Zagalopowałam słysząc jeszcze ostatnie słowa -
- pięknie Anastazjo - resztę zagłuszył wiatr, korony drzew uginały się rzed nami w tańczącym korowodzie. Usiadłam głębiej w siodło czując niepohamowaną energię klacz zgięła szyję w księżycowym łuku chowając łeb między przednimi kopytami a tylnie wyrzucając z impetem w powietrze, wierzgnęła ślizgając się po miękkiej posadzce lasu. Przyśpieszyłyśmy wpadając na południową ścieżkę nadszedł ten moment mogłam jej zaufać odciążyłam grzbiet wstając do półsiadu i oddając wodzę schylając się nad karkiem dałam jej ostatni sygnał łydkami. Ruszyła podwijając ogon w dół doliny pęd był niesamowity, pochyliła głowę zwijając przednie kopyta. Nagle usłyszałam gwizd klacz spłoszyła się wybijając się z rytmu prawie staranowała kłodę w ostatnim momencie robiąc niezgrabny skok lądując na zatrzymaniu uchwyciłam się jej całym ciałem aby się nie zsunąć.
Usłyszałam krzyk, odwróciłam głowę widząc oblepionego błotem Rafiego i kilka szram na jego zaczerwienionych policzkach po sklejonych od potu kosmykach skapywały stróżki wody. Uśmiechnęłam się do niego odpowiedział tym samym wiedziałam, że nic mu nie jest delikatnie wspiął się na grzbiet Leffi niskiej srokatej klaczy. Ruszyłam dalej w dół doliny by dotrzeć do reszty. Zebrałam klacz a równy galop znowu zamienił się w pełen ekscytacji cwał jej kopyta ślizgały się po leśnych dróżkach wpadałyśmy w zakręty po każdym kolejnym klacz nabywała większej w prawy starając się zachować tempo. Świst nad moją głową, znieruchomiałam spoglądając w górę. Biały kształt mignął mi przed oczami zanurzając się w kłębicy burzowych chmur. Wyminęłam kolejne drzewo widząc zarysy innych koni, przyśpieszyłam przeskakując głębokie kałuże obrośnięte sitowiem.
- No to co ścigamy się dziewczynko ? - kpiący śmiech nie dał mi dużo czasu na odpowiedź.
- przyjmuję wyzwanie - krzyknęłam w obłoki.
- Dorian wyszczerzył zęby w uśmiechu - do reszty, ty na ziemi ja w chmurach, policzę do trzech - krzyknął tracąc oddech i znów zanurzył się w białej mgiełce.
Nasłuchiwałam wypatrując go pośród chmur, burza odchodziła.
- 1.... 2.....
- 3 ! dokończyłam rzucając się poprzez gęstwinę. Słyszałam głęboki oddech pegaza był tuż na de mną. Oparłam się o szyję Monaxi oddając wodzę. Ścisnęłam jej boki wystrzeliła do przodu gubiąc za sobą własny cień zbliżałam się do krawędzi lasu pokonałam ją skokiem usłyszałam śmiech był obok mnie cwałowaliśmy po dwóch poziomach w dwóch różnych skalach wiatr targał moje włosy patrzyłam na rozmazujący się cel. Kopyta klaczy miażdżyły powietrze z niebywałą siłą zaczepiając się o pochyły grunt. Czas jakby zwolnił ruchy zdawały się kleiste oblane syropem. Już było blisko zanurzyłam się w odmętach wichury ostatni raz patrząc na Doriana. Pegaz z gracją unosił kopyta ukazując paletę mięśni. Jego oczy przypominały teraz roziskrzone uderzenia błyskawic.
Linia naszej mety. Dorian obniżył lot. Opadłam w siodło równo z nim hamując pośród głębokiej trawy, chłopak zaczął kołować nad resztą jeźdźców.
- No nieźle River - spojrzał na mnie z góry lekko się uśmiechając.
- Ale to pierwszy i ostatni raz - zniżył głos - we wtorek rewanż, ty też na pegazie.
- Ma się rozumieć - uśmiechnęłam się przeczesując mokre od deszczu włosy, które oblepiły mi szyje.

                                                        ************************

3 komentarze:

  1. Macie talent do pisania !
    Już poczułam ten wiatr we włosach!
    Zapraszam serdecznie na mojego bloga i Pozdrawiam cieplutko !
    LovelyBooks

    OdpowiedzUsuń
  2. Macie potencjał! Powodzenia w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń